Prze!Tłumacze

Transpire – translate to inspire!

Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 1 (tłum. M. Bohdanowicz)

W tym tygodniu przedstawiamy coś wyjątkowego. Oto pierwsza część opowiadania fantasy autorstwa młodej (i żyjącej!) pisarki, Alex Singer, znanej wśród internautów głównie za sprawą komiksu Sfeer Theory, do którego pisze scenariusz. Jej opowiadania były publikowane w kilku magazynach, jednak żadne nie dotarło do naszego kraju – do dziś! Zapraszamy zatem do zapoznania się z historią młodej czarownicy, Naomi, i jej dziwnego towarzysza. Oryginał możecie znaleźć tutaj.

UWAGA: Grupa Prze!Tłumacze otrzymała od autorki pozwolenie na publikację tłumaczenia, pod warunkiem, że zostanie ono umieszczone wyłącznie na stronie grupy. W związku z tym prosimy o nie przeklejanie go na swoje blogi lub strony (linkowanie jak zawsze mile widziane).

Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 1
(Tłumaczenie: Martyna Bohdanowicz)

Na drugim roku w Szkole Stosownych Nocnych Poczynań St. Blair (znanej poprzednio jako Szkoła Czarnej Magii St. Blair, ale zarząd zmienił nazwę w nadziei na przyciągnięcie nowych uczniów; zazwyczaj nazywano ją po prostu „Szkołą dla czarownic St. Blair”) Naomi otrzymała swojego pierwszego chowańca.

To ważny moment dla każdej czarownicy. W ciągu swojego życia powinna oczywiście przywołać tysiące rozmaitych chowańców, ale przyjęło się, że ten pierwszy był zawsze najważniejszy. Chowańce pełniły funkcję osobistych asystentów i potrafiły magazynować czary. Ponadto, co było szczególnie ważne dla uczennic, można było na nich bezpiecznie wypróbowywać nowe zaklęcia — moc właścicielki stanowiła esencję każdego chowańca, dlatego żaden nie mógł zostać poważnie ranny za jej sprawą. Z kolei forma, jaką przybrał, wskazywała na naturę magii czarownicy, dzięki czemu młoda adeptka mogła odpowiednio pokierować dalszym rozwojem swoich darów dla dobra całej magicznej społeczności.

Chowańce stanowiły zatem nieodzowny element prawidłowej edukacji, a to, że w St. Blair zachęcano dziewczynki do ich przywoływania już na drugim roku — a więc rok wcześniej niż w większości szkół — stanowiło często decydujący argument przy wyborze szkoły.

Z tego samego powodu Naomi rozpoczęła drugi rok nauki  bardzo podekscytowana i (odrobinę) zdenerwowana. Oczekiwania względem niej były wysokie. Chowańcem jej matki został piękny biały lis, odpoczywający na jej ramieniu, gdy wracała po dniu pracy w Ambasadzie, gdzie zajmowała się tłumaczeniami. Przekład czarów nie należał do najłatwiejszych, ponieważ teksty niejednokrotnie stawiały tłumaczowi opór. Ale chowaniec matki był idealnie przystosowany do tego typu zadań — potrafił wywęszyć wszelkie nieprawidłowości, a jeśli czar próbował zaatakować, mógł w mgnieniu oka trzykrotnie urosnąć i zwiększyć liczbę swoich ogonów. Naomi nigdy nie widziała tego na własne oczy, słyszała jedynie opowieści. Lis matki był jednak bezsprzecznie partnerem idealnym, Naomi miała zatem nadzieję, że gdy jej samej przyjdzie stanąć przed komisją i rozłoży przed sobą pieczołowicie sporządzony osobisty kontrakt przywołania, a następnie nakaże swojej mocy przybrać kształt, otrzyma w rezultacie stworzenie równie eleganckie i pożyteczne.

Ale kiedy dym zniknął, a na wprost siebie zobaczyła pustkę, zaczęła podejrzewać, że się przeliczyła. A kiedy spuściła wzrok na małe, nieforemne stworzenie pośrodku podłogi, wiedziała, że przeliczyła się na pewno.

Zamiast upragnionego chowańca otrzymała Baku.

***

— A to to niby co? — spytała Serra Mayer, uczennica trzeciego roku, która miała w zwyczaju jeść lunch wspólnie z Naomi, ponieważ była święcie przekonana, że ta spiskuje przeciwko niej. — Twój CHOWANIEC?

Magicznym pomocnikiem Serry był piękny kot o różnokolorowych ślepiach. Mógł wyciągnąć się wzdłuż całego jej ramienia, a jego długa i miękka sierść zawsze wyglądała idealnie, co do włoska. Czarne jak noc futro przecinały wyłącznie oplatające całe ciało świecące linie magicznego kontraktu, pełne ostrych, bezwzględnych krawędzi, które nadawały mu jeszcze bardziej drapieżnego wyglądu. Podczas lunchu odpoczywał pod krzesłem Serry, z pyskiem rozpłaszczonym na drewnianej nodze. Jednym otwartym okiem łypał groźnie, jakby chciał powiedzieć światu: „Tak, zdaję sobie sprawę, że w tej pozie wyglądam dość głupio. Ktoś ma z tym jakiś problem?”. Pod tym względem byli z Serrą jak dwie krople wody.

Naomi posadziła Baku na stole. Nie przeszkadzało mu to. Chyba nawet nie zauważył. Po prostu oklapł, a jego chrapanie przybrało na sile. Miał krótką, sztywną, czarno–białą sierść. Przetoczył się, przygniatając sobie trąbę. Zaczął kasłać. Naomi znów go posadziła.

— Jest przenośny — stwierdziła, unosząc nos odrobinę do góry. W rozmowach z Serrą Meyer należało mówić z dumą albo wcale.

— To widzę — parsknęła Serra. — Ale co to właściwie jest?

— Nie widzę powodu, dla którego miałabym ci mówić.

Dolna powieka Serry drgnęła nerwowo.

— A chcesz mieć w tym roku lepsze oceny z historii?

Naomi wzdrygnęła się. Nie pobierała nauk w tych samych prestiżowych szkołach, co reszta uczniów St. Blair, i już na starcie była daleko w tyle za programem. Przez trzy pierwsze miesiące ledwo zaliczała historię, aż wreszcie zwróciła się o pomoc do Serry, której wiedza na temat czarownic sięgała czasów rzymskich.

— Uczyłam się całe wakacje — powiedziała na swoją obronę — i radzę sobie już dużo lepiej. Poza tym zawsze mogę pójść po pomoc do Ladonii. Już rozumiem, co mówi.

Serra prychnęła, chociaż jej palce zaczęły wybijać nerwowy rytm na blacie stołu. Przyjrzała się Baku z mieszaniną niepewności i szczerego zdumienia.

— A jesteś tego pewna?

Ladonia uczyła się dobrze, ale nie tak dobrze, jak Serra.

— To Baku.

— Wygląda jak karłowaty słoń.

— Właściwie to tapir.

— A tapir to…?

— Taki… Mały słoń — przyznała Naomi, czerwieniejąc.

— A-cha — odparła Serra. Pochyliła się do przodu i oparła brodę na dłoniach. Jej palce stały się ramą dla jednego z tych charakterystycznych złośliwych uśmieszków, dzięki którym plotki, że była jednym z sekretnych wnucząt obecnej królowej wiedźm stawały się jakby mniej wyssane z palca. — Rozumiem. Już czuję się bardziej doinformowana. A co właściwie potrafi robić?

Pewna siebie, tryumfująca postawa Serry niepokoiła Naomi. Poprawiła się na krześle najlepiej, jak umiała i zgarnęła Baku na kolana. Przewiesił się przez jej splecione ramiona, a jego trąba zadrżała nieznacznie. Ani na chwilę nie otworzył oczu.

— Cóż — powiedziała Naomi tonem eksperta — No wiesz. Dużo rzeczy.

— Skoro tak twierdzisz — mruknęła Serra, zarzucając głową. Zbyła ją śmiechem, ale Naomi dostrzegła, jak nerwowo bawi się kosmykiem włosów. W przypadku Serry Meyer znaczyło to z grubsza: „Niech to! Jak niby zamierza mnie przechytrzyć tym razem?”.

***

Tak naprawdę Naomi również nie wiedziała do końca, co Baku potrafi. Komisja nauczycielska oceniła jej pracę pozytywnie. Symbole, które nałożyła na chowańca, były bez wątpienia inne, ale spełniały swoją funkcję. Ponadto przybrał zupełnie nową formę, co mogło świadczyć o wyjątkowych zdolnościach. Większość chowańców posiadała formy i moce łatwo rozpoznawalnie jako właściwe, cóż, chowańcom: ropuchy i sowy, kruki lub koty. Ladonia miała wielkiego czarnego psa o czerwonych ślepiach, którego wycie i duchowa forma pozwalały jej wznosić bariery i rzucać klątwy z opóźnionym zapłonem. Adrienne otrzymała węża, który zwykle leżał zawinięty wokół jej szyi i mógł przeistoczyć się w wielkiego opierzonego gada oraz magazynować ogniste zaklęcia, którymi czarownica karmiła go na zapas. W swoim gęstym, błyszczącym futrze kot Serry przechowywał uroki. Nawet jej niesympatyczna rówieśnica, Carmella, z którą Naomi musiała dzielić sypialnię na pierwszym roku, przywołała chowańca, który przybrał formę małego przedrzeźniacza. Nosiła go na ramieniu, skąd już prezentował swoje umiejętności zapamiętywania i zniekształcania ludzkich głosów.

Naomi też próbowała nosić Baku na ramieniu, ale ześlizgnął się i spadł na ziemię z miękkim plaśnięciem. Natychmiast podniosła go i przeprosiła, ale tylko uniósł trąbę, odrobinę zmieszany całym tym uciszaniem i głaskaniem, po czym od razu wrócił do przerwanej drzemki.

Forma zwykle zdradzała funkcję —  jednak nauczyciel, który był znawcą chowańców, ale nie miał pojęcia o stworzeniach wschodnioazjatyckich, nie mógł udzielić Naomi wskazówek, co w kontekście magicznym oznaczał Baku.

— To się zdarza — stwierdziła nauczycielka kaligrafii, Pani Parker, która znana była z tego, że studentom wygłupiającym się na jej zajęciach rysowała na twarzach wielkie iksy. Oraz z tego, że miała niecały metr trzydzieści i włosy do kolan. — Nie wszyscy odkrywają to od razu. Największa potęga drzemie zwykle w tym, co jeszcze nieznane. No, nie patrz tak na mnie. Nie myśl, że nie znam tego spojrzenia; równie dobrze mogłabyś powiedzieć na głos: „tak naprawdę chce mi Pani tylko namieszać w głowie”. Podoba mi się styl pociągnięć na twoim kontrakcie. Nauczyłaś się tego od matki?

Zgrabnie obróciła Baku wokół jego osi. Albo nie przeszkadzało mu, że jest dotykany, albo nie zdawał sobie z tego sprawy. Pozwalał na kolejne obroty, a jego łapy rozjeżdżały się we wszystkich kierunkach. Małe, klapnięte uszka drgnęły raz, gdy pani Parker dźgnęła go w brzuch palcem.

— Mrrp — powiedział.

— Pierwszy warunek wybrałam spośród tych, których nauczyłam się na samym początku.

— Nie zdradzaj mi jego treści — przerwała jej natychmiast pani Parker — Nigdy, przenigdy nie zdradzaj warunków swojego osobistego kontraktu. Ale to dobry punkt wyjścia. Nie użyłaś zwyczajnego kontraktu, a zatem twój chowaniec również nie należy do zwyczajnych. Twoja matka może coś wiedzieć na ten temat. Podobno ostatnio specjalizuje się w nietypowych przypadkach.

***

„Nietypowy” to jedno z możliwych określeń.

Naomi napisała list do matki. Przedstawiła dokładnie opinię komisji, równie dokładnie opisała też pierwszy tydzień zajęć i wszystko, co dotyczyło jej nowego chowańca. Nie podała szczegółów kontraktu poza ogólnym wzorcem, z którego korzystała przy jego tworzeniu. W przeciągu trzech dni odpowiedź trafiła do jej skrzynki w dormitorium.

„Moja droga Naomi,” pisała matka, „cieszę się, że przywołałaś do siebie pierwszego chowańca. Będzie niezwykle pomocny w dalszej nauce. Z twojego opisu wynika, że przybył do Ciebie w formie baku, pożeracza snów. Swoje umiejętności musi wyjawić Ci sam, ale mam silne przeczucie, że w przyszłości będziesz solidnie wypoczęta przed każdym egzaminem”.

Adres zwrotny wskazywał na Rosję. A przynajmniej tak kazały przypuszczać znaki na kopercie.

Westchnąwszy, Naomi złożyła list i zamknęła go w pudełku razem z pozostałymi.

— Zgaduję, iż twoja szanowna rodzicielka nie była wielce pomocna?

Ladonia dorastała w bardzo staroświeckiej rodzinie.

— Czegoś się dowiedziałam, — odpowiedziała Naomi i opadła na łóżko z kolejnym westchnięciem. Leżący tam Baku przewrócił się na bok i podrapał zrogowaciałym końcem tylnej łapy po zaokrąglonym brzuchu — co w przypadku mojej matki i tak jest dużym osiągnięciem. Wyspana, wyspana. Myślisz, że moją mocną stroną jest magia snu?

— Jeśli tak jest, byłabym rada — stwierdziła Ladonia, rozczesując proste, trupio białe włosy. Do snu zakładała krótką czarną koszulę nocną, ale tylko dlatego, że prosiły o to jej współlokatorki. — Przez parę ostatnich nocy z trudem wprowadzam swe ciało w stan spoczynku. Obarczam za to winą ostatnie tchnienie lata.

— Fakt, ostatnio było całkiem gorąco. Zobaczmy — Naomi chwyciła Baku pod pachami i uniosła do góry. Marudził tylko odrobinę. Przytrzymała go tak i skierowała jego małą trąbę w kierunku Ladonii. Dziewczyna odłożyła swój kościany grzebień i usiadła wyczekująco na skraju łóżka, a jej długie paznokcie zacisnęły się wokół krawędzi. Siedzący obok psi chowaniec z nadzieją zastrzygł uszami.

— Odpocznij — nakazała Naomi. Czar wymagał co prawda dłuższego warunku i inkantacji, ale udział chowańca pozwalał na skrócenie całej procedury.

Baku poruszył się w jej objęciach, jego uszka zaczęły drgać. W pokoju zerwała się chłodna bryza, wzmagająca nastrój wyczekiwania. Naomi wstrzymała oddech, gdy znaki kontraktu na biało–czarnym futrze zamigotały i rozbłysły światłem; była ciekawa, jaką formę przybierze Baku, gdy czar wejdzie w fazę aktywną, a ona będzie musiała wskazać cel i czas trwania. Wszystko to trzeba było precyzyjnie określić, a szkoła wymagała złożenia pisemnego raportu na temat każdego użytego czaru, nawet rzuconego tylko dla zabawy.

— Mff — powiedział Baku. I zachrapał.

— Pozwolę sobie zauważyć, iż właśnie go uśpiłaś — stwierdziła Ladonia. — Czy było to twym zamiarem?

— Nie — westchnęła Naomi. — Nie było.

***

— Panno Kira, proszę usunąć tego mikrego przedstawiciela gruboskórych ze stołu laboratoryjnego — nakazała profesor Bruin, nauczycielka gotowania. Gotowanie było ważnym elementem bardziej skomplikowanych czarów. Jak daleko Naomi sięgała pamięcią, jej matka zawsze przykładała wielką wagę do pokazywania jej, jak należy kroić ryby i rozdzielać wnętrzności w sposób, który zapewniał ochronę. W St. Blair uczono przyrządzania zupy. Czasem była zjadliwa, przeważnie — nie za bardzo.

Uczennice zachichotały.

— Chciałabym, psze pani — odpowiedziała Naomi, — ale to mój chowaniec, psze pani.

— Doprawdy? — profesor Bruin zdjęła swoje okulary i przytrzymała je niemal na odległość wyciągniętego ramienia. — W rzeczy samej. Twój chowaniec jest tapirem, czyż nie?

— Co to jest tapir? — spytała Ariella z pierwszego rzędu. Jak zawsze wyglądała schludnie i czysto, a to dlatego, że większość pracy zostawiła koleżance, podczas gdy sama gorliwie zapełniała pod blatem kolejne strony swojego pamiętnika.

— Rodzaj małego słonia — objaśniła profesor Bruin, co wywołało kolejne salwy śmiechu, których nauczycielka zdawała się nie słyszeć. — Proszę o wybaczenie, panno Kira. To przez ten przeklęty upał… — przetarła oczy.

— Resztę udało ci się zwieść — wyszeptała Serra Meyer ponad stojącym przed nimi buzującym kociołkiem — ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo. Coś knujesz, prawda? Nie odstawiałabyś takich scen, gdybyś nie miała jakiegoś chytrego planu.

— No oczywiście. Snuję niecne plany nawet kiedy tak tu z tobą rozmawiam — westchnęła Naomi, sadzając wiercącego się Baku z powrotem na kolana. — Nie wydaje ci się, że profesor Bruin jest trochę zmęczona?

— Dobra wiedźma nigdy nie śpi — stwierdziła Serra, która dorobiła się już wiecznych sińców pod oczami, ale ukrywała je pod dziesiątkami warstw uroków.

— Dobra wiedźma ma chowańca, który do niej mówi — mruknęła Naomi. Powiedziała to bez zastanowienia, po prostu się jej wypsnęło. Ale Serra od razu pochwyciła „przynętę”.

— Co? Teraz udajemy słabeusza? Daruj sobie, znam cię od samego początku. Jakby można było mnie nabrać na takie użalanie się nad sobą. Jeśli twój chowaniec do ciebie nie mówi, to znaczy, że nie nadeszła jeszcze właściwa pora. Poza tym nie wszystkie w ogóle mówią. Niektóre z najpotężniejszych nigdy nie zamieniły ze swoim partnerem ani jednego słowa. Dlatego nie myśl, że ta marna zagrywka sprawi, że przestanę cię traktować jak poważne zagrożenie. Bo właśnie tym jesteś.

Naomi popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

— To chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałam.

— Dodajcie teraz wątróbki — poleciła profesor Bruin, rozmasowując grzbiet nosa.

Na twarzy Serry zagościł grymas. Odsunęła się od stołu.

— Ty to zrób, Kira — wydała rozkaz. — Tylko tak, żebym widziała.

To brzmiało już bardziej jak Serra, którą Naomi znała. Posłusznie nadziała rozdygotaną stertę wątróbki na widelec i wrzuciła ją do kociołka.

C.D.N.

3 responses to “Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 1 (tłum. M. Bohdanowicz)

  1. Pingback: Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 2 (tłum. M. Bohdanowicz) | Prze!Tłumacze

  2. Pingback: Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 3 (tłum. M. Bohdanowicz) | Prze!Tłumacze

  3. Pingback: Alex Singer, Naomi i pożeracz snów, cz. 4 (tłum. M. Bohdanowicz) | Prze!Tłumacze

Dodaj komentarz